Tilbagemelding
Bidrage med feedbackSam się zastanawiam, jak to możliwe, że bywając w Krakowie tak często, nigdy nie zagościłem w tym miejscu na dłużej. Zachęcony przez znajomego foodie, trafiam do Włoskiej w niedzielne, deszczowe popołudnie. Od progu uderza ciepło i to dosłownie w lokalu naprawdę jest bardzo przyjemnie, można nie tylko zdjąć płaszcz, ale i w zasadzie rozebrać się do krótkiego rękawka, obserwując okolice kościoła i pieszych pod parasolami. Obsługa jest przemiła i sympatyczna szybko podaje nam karty, informuje, że część pozycji w menu jest niedostępna (np. makaron z kaczką , skończyło się także spaghetti, ale carbonarę mogą zrobić z dowolną, inną kluską. Rekompensują te braki dania dostępne sezonowo, wypisane kredą na tablicy za barem. Ceny jak na Kraków nie są niskie, ale szybko przekonuję się, że jakość stosowanych tu produktów, uzasadnie takie stawki. Zaczynamy ucztę od tatara oraz burrata. Kremowa konsystencja serka fajnie współgra z podaną do niego grzanką oraz sosem pomidorowym. Tatar jest podany z przyjemnie ostrą musztardą i podobnie jak sam ser perfekcyjny. Może dorzuciłbym do niego jakieś pieczywo, ale w sumie wcześniej ciepła bułeczka z dodatkami trafiła do nas jako amuse bouche, więc nie ma co narzekać ani zapychać się glutenem. Kieliszek montepulciano przyjemnie zaostrza nam smak na więcej. Wybór dania głównego nie jest sprawą łatwą, w karcie wszystko prezentuje się znakomicie. Ostatecznie wybieramy risotto szafranowe z makrelą oraz wersję z borowikami i parmezanowym chipsem. Ryż zrobiony al dente, sporo dodatków, składniki smaczne i aromatyczne, a porcja spora. Tak, to był naprawdę bardzo dobry wybór. Przed deserami fundujemy sobie pół godzinny odpoczynek. Osobny żołądek na słodycze zapełniamy bezą, a w zasadzie mini bezikami oraz tiramisu obie pozycje są na tyle smaczne i odświeżające, że wspomagane cappucino znikają z naszych talerzy nadspodziewanie szybko. Sukiennicza 8 to adres, do którego chce się wracać. Nie jest tanio, ale przepysznie i miło, a to cenię nade wszystko. Trochę tylko zdziwiło mnie, że na zdjęciach lokalu w sieci tatar i burrata prezentowały się inaczej niż w rzeczywistości. Walory smakowe są jednak na tyle dobre, że dwa woreczki z serowym szczęściem wziąłem na wynos.
Wystrój w nowoczesnym stylu i proste dekoracje. Pomimo długiego oczekiwania jedzenie bardzo smaczne i warte wypróbowania. Punkty odejmuje za skandalicznie długi czas oczekiwania na podanie, zebranie zamówienia przez kelnerki i ich postawę pracy za karę.
Kto mi powie, która kuchnia, oprócz polskiej, jest najszerzej reprezentowana w Krakowie? Oczywiście włoska! Kochamy pizzę, choć to co oferuje nam część restauracji żaden Włoch by pizzą nie nazwał. Lubimy tez makarony i włoskie desery. Włoska to właśnie nazwa nowej restauracji proponującej kuchnię ze słonecznej Italii, a znajdującej się pod najbardziej prestiżowym adresem w mieście czyli w apartamentowcu Angel Wawel. Lokalizacja sugeruję kuchnię wykwintną i elegancką (z równie eleganckimi cenami), co kłóci się trochę z ideą kuchni włoskiej. Kuchni taniej i domowej, ze składników, które są akurat pod ręką. Czy we Włoskiej udało się pogodzić te dwie , jak się wydaje, skrajne koncepcje? Poszliśmy sprawdzić.
Pizza bardzo dobra, cienkie ale nie kruszące się ciasto, sporo ciekawych zestawień składników, a ich ilość na pizzy odpowiednia. Makaron taki sobie na plus że nie pływał w sosie (była go właściwa ilość , na minus zdecydowanie zbyt rozgotowany. Fajne czekadełko domowa focaccia i całkiem niezła oliwa może i banał ale dobrze wykonany. Na plus również desery panna cotta bardzo dobra (a ja fanem deserów nie jestem więc to duży komplement . Minus za brak lanego piwa lub butelek o większej pojemności, za to sporo niezłych win w przystępnych cenach i lane prosecco tak modnie ;
Nie wiedząc czemu, ale pierwszym trafem gdy poszukuje nowych lokali są restauracje serwujące kuchnie włoską. Zapewne jest to spowodowane miłością Polaków do Półwyspu Apenińskiego, a przede wszystkim do znanej i lubianej kuchni rodem ze słonecznej Italii. Nie inaczej było i tym razem. Wraz z moim krakowskim kompanem do lunchu Konradem, zamarzyliśmy skosztowania w jesienne popołudnie dań, które mogłyby Nas przenieść w słoneczne rejony tego śródziemnomorskiego kraju. Wybór pozostawiłem jemu i jak poniższa recenzja pokaże, raczej tego nie pożałowałem. Zacznijmy od umiejscowienia restauracje usytuowano w nowo zaaranżowanych, ekskluzywnych i zapewne najdroższych apartamentowcach Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa o nobilitującej nazwie Angel Wawel. Lokal przytulny, wręcz mały, ponieważ miejsca na niecałe 40 osób, jednakże w tej maleńkości urok „Włoska” jest bardzo klimatyczna i przyjazna. Z okien mamy widok na odnowiony Kościół Garnizonowy i stale rewitalizowane Planty Dietlowskie. Po wybraniu stolika otrzymaliśmy kartę dań, która wedle ujmującej kelnerki „jest w formie tymczasowej, roboczej bo dalej jest zmieniana i ciągle nie nabrała ostatecznego kształtu”. Gdy nastał czas wyboru, zdecydowaliśmy się wpierw na przystawkę: moja była w postaci carpaccio z ośmiornicy, zaś dla Kolegi bruschetta z dziczyzną i kurkami. Lecz nie samą przystawką człowiek żyje, więc na drugie danie vel lunch zamówiłem tagliatelle z domową salsiccią (kiełbaską domową z dzika i z suszonymi pomidorami, natomiast Konrad zdecydował się na mule w sosie na bazie sera mascarpone i białego wina. Jakim miłym zaskoczeniem był fakt, że po złożeniu zamówienia Pani podała nam dwa talerze pod tzw. starter. Były nim przygotowywane na miejscu focaccie z rozmarynem, solą morską oraz świeżo tłoczona oliwą. Foccacia była dobra, może w pewnych miejscach ciut za bardzo przypieczona z powodu cienistości. W ogólnym rozrachunku, tutejszy „piec” mocno konkuruje z moim faworytem opisywanym w recenzji warszawskiej „Mąki i Wody”. Dodatkowo do wyboru dostaliśmy oliwę klasyczną oraz ostrą, która za sprawą papryczek chilli miała wyrazisty smak. Oliwa jest tłoczona na miejscu w lokalu i wraz z innymi smakołykami jest sprzedawana na miejscu w lokalu. Kiedy nastał czas na zamówione przez Nas przystawki byliśmy mocno zdziwieni formą jaką zostały podane. Bruschetta Konrada znajdowała się na drewnianej paterze z ciężką srebrną nogą bez dwóch zdań dało piękny efekt końcowy co sami możecie zobaczyć na zdjęciu. Grzanka podobnie jak foccacia była za mocno przypieczona, lecz sama dziczyzna jak i kurki były wyśmienite. Podsumowując 2 w 1: pełnowartościowa przystawka który cieszy żołądek i wzrok. Moje wyobrażenia na temat zamówionej przystawki czyli carpaccio z ośmiornicy kojarzyły się z pięknie przypieczoną macką ośmiornicy, która jest cienko pokrojona i pokropiona oliwą. Niewiele się pomyliłem, bo jedynie forma dania różniła się od mojego wyobrażenia. Tutejsi szefowie kuchni wymyślili, że przygotowując carpaccio z ośmiornicy podadzą je na kształt salcesonu z macek ośmiornic i dopiero to wszystko pokroją w cienkie plastry. Pomijając walory estetyczne, całość nie była dobrze doprawiona i jedynie dobrego posmaku temu daniu nadawały skórki cytryny marynowane w miodzie. Niestety, nie była to najlepsza przystawka jaką jadłem z ośmiornic co utwierdza mnie w przekonaniu, że nie wszyscy kucharze w Polsce, potrafią robić wyśmienite potrawy z owoców morza. Werdykt: w przyszłości wybiorę wspomnianą bruschette. Po konsumpcji przystawek, na stole zagościły dania główne czyli tagiatelle z salsiccią i pomidorami suszonymi oraz mule. Mój makaron był dobry lecz przez to, że był skąpany w oliwie tłoczonej na miejscu (tej samej co w starterze był lekko mdły. W mojej opinii można było użyć ostrzejszej wersji oliwy, wtedy też makaron byłby idealny. Najważniejszym składnikiem w zamówionej potrawie była jednak salsiccia z dzika, która robiona na miejscu była dobrze doprawiona i ugotowana. Powodowało to, że mięso miało lekki, ziołowy smak w którym dało wyczuć się świeży tymianek, rozmaryn, pieprz, sól. Bez dwóch zdań mięso było po prostu idealne i rozpływało się w ustach. Subiektywnie, minusem była natka pietruszki, której delikatnie mówiąc nie znoszę. Podsumowując, moje danie było bardzo przyzwoite. Konrad natomiast otrzymał mule w sosie z sera mascarpone i białego wina. Już na pierwszy rzut oka widać było, że sos jest zbyt rozwodniony przez co nie osadzał się wewnątrz mul i nie nadawał charakterystycznego smaku. Same mule były dobre, świeże i nie można było im nic zarzucić. Danie było dobre, natomiast gdyby sos był bardziej gęsty i połączyłby się z mulami można by było określić go znakomitym. Sytuacje wspomnianego sosu ratowało wypiekane na miejscu i podawane na ciepło pieczywo, które zamoczone w sosie było wspaniałym dodatkiem. Podsumowując, obie potrawy były dobre, chociaż miały swoje wady. Oboje na pewno powrócimy do „Włoskiej” , po to aby skosztować tutejszej pizzy. Widząc jak ona jest przygotowywana i wypiekana to mogę obiecać, że recenzja tego lokalu będzie miała swoją kontynuację : Zwłaszcza, że zbliżają się chłodne zimowe wieczory, a gdzie nie lepiej spędzić ten czas niż w dobrej, włoskiej restauracji. Post scriptum: Niech Was nie zrazi brak miejsc parkingowych przed lokalem. „Włoska” udostępnia klientom miejsca parkingowe przed Kościołem Garnizonowym wjazd od strony ul. Dietla. Wystarczy telefon do miłej obsługi restauracji, a szlaban parkingu zostanie podniesiony.